Według św. Augustyna „świat jest książką i ci, którzy nie podróżują, czytają tylko jedną stronę” – coś w tym jest..

To była piękna, mocno sentymentalna podróż. Całe moje dzieciństwo spędziłam w Grecji, a sporą jego część właśnie w Atenach. Mój ojciec chrzestny był Grekiem. No to lecimy..

Po wielu latach dotarłam w końcu do Aten, ale tylko na jeden dzień, podczas rejsu po Morzu Śródziemnym w 2021 roku i jeszcze bardziej zatęskniłam za tym pięknym miastem, dlatego już po kilku miesiącach siedziałam wieczorem na tarasie hotelu.. przy samym Monastiraki Square sącząc wino i patrząc na cudownie oświetlony Akropol. To był luty 2022.. u nas w Polsce zima, a tu jakby już przedwiośnie – dość ciepło, choć nie upalnie.

Przyjechaliśmy na lotnisko w Grecji dość późno, mieliśmy śródlądowanie i przesiadkę w Niemczech – tam jak zobaczyłam leberkase, to nie mogłam się oprzeć, tu z kolei wróciło wspomnienie z częstych kiedyś wyjazdów do Monachium..

Z lotniska do samych Aten dostaliśmy się miejskim autobusem X95..

Autobus przywiózł nas pod sam Parlament, a że było już dość późne popołudnie, prawie można powiedzieć, że zapadał wieczór, to po zostawieniu bagaży w hotelu udaliśmy się na pierwszy spacer.. Pierwsza pita, pierwsza lampka wina….. na ulicach pusto, ale dookoła unosił się ten cudowny i tak bardzo znajomy zapach.. być może jest on spowodowany tym, że Ateny zostały zbudowane na rzekach, a w sumie to pod Atenami płyną rzeki. Dopiero podczas opadów deszczu widać skutki ich zabudowania, gdy wezbrane wody wypływają na ulice, a deszczówka nie ma gdzie być zbierana. Czuć tą wilgoć w jednych miejscach bardziej, w drugich mniej, ale dla mnie to jest bardzo znajomy i bardzo przyjemny zapach..

Spacer był cudowny i jeszcze w drodze do hotelu zobaczyłam ten cudny mały kościółek……………. Zrobił na mnie ogromne wrażenie, znajdował się pod wielkim budynkiem jakby przycupnął tu na chwilę, ale to chyba było zupełnie odwrotnie – najpierw był ten kościółek, a dopiero potem wybudowano te wielkie budynki – jak będziecie kiedyś w Atenach to zajrzyjcie na róg ulic Mitropoleos, a Pentelis – do Holy Church of Hagia Dynamis – to maleńka jednonawowa cerkiew prawosławna.

Kolejny poranek i moje wszystkie zmysły podążyły z powrotem do tego malutkiego kościółka. Zamarzyłam sobie, żeby zobaczyć co jest wewnątrz.. i moje marzenie spełniłam, bo akurat był otwarty. Jest naprawdę piękny z zewnątrz, ale i w środku, z bardzo efektownymi hagiografiami, z których część jest posrebrzana, nie są to przenośne ikony, ale murale. Chyba nigdy czegoś takiego wcześniej nie widziałam. Zresztą sami zobaczcie na zdjęciach….

Po sytym śniadaniu ruszyliśmy przed siebie.. Zachciało mi się kawy – a grecką po prostu uwielbiam.. jest tak drobno mielona, zupełnie inaczej zaparzana niż w Polsce, a do tego ma też specyficzny smak. Greek Coffee – spróbujcie koniecznie!

Krótka przerwa i idziemy dalej..

Minęliśmy Katedrę Zwiastowania Matki Bożej i Holy Church of the Virgin Mary, a potem skręciliśmy w prawo i natrafiliśmy na kolejne cudo.. Gdybyśmy szli prosto z placu Syntagma ulicą Ermou też byśmy na to cudeńko trafili – to Kapnikarea – zabytkowy kościółek w stylu bizantyjskim, na samym środku promenady otoczony wysokimi budynkami. To jeden z najstarszych kościołów w Atenach, ale nie myślcie sobie, że przyjechałam tu zwiedzać kościoły, one po prostu tu są i są naprawdę cudne – to takie perełki.. warto do nich zajrzeć choć na małą chwilkę.

A potem poszliśmy dalej przed siebie ulicą Ermou, aż znaleźliśmy się na Monastiraki.. no proszę jaki napis na budynku! Moje inicjały.. Czyżby to jakiś znak?

Monastiraki i Kościółek Pantanassa

Wchodząc na ten ogromny plac.. hmm w dzieciństwie taki mi się wydawał i choć dziś jest dużo mniejszy, choć przecież się nie skurczył, to od razu jak tylko na niego wejdziecie w oczy rzuci Wam się mały i ciut niżej położony kościół pod wezwaniem Matki Boskiej Pantanassy, czy też inaczej Zaśnięcia Bogurodzicy. Nikt nie zna dokładnej daty jego wybudowania, ale prawdopodobnie został wzniesiony w X wieku n.e. Tyle lat historii.. podobno kiedyś należał on do klasztoru, który zajmował cały plac i znany był jako Wielki Klasztor, a później jako mały i już jako Monastiraki. W XVI wieku przeszedł renowację i stał się budowlą w stylu bizantyjskim. Nie wchodziłam do wnętrza, choć podobno znajdują się tam malowidła.

Myślę, że dużą ciekawostką dla odwiedzających może być to, że na placu jest wciąż starożytna rzeka, której tak od razu nie dojrzycie. To Eridanus, rzeka, która płynęła w tym miejscu aż do rzymskich czasów, a potem została przykryta tunelem. W tej chwili jak się dobrze przyjrzycie, to zarys jej biegu jest oznaczony przy pomocy kostki w białym kolorze. Budując metro odnaleziono też w tym miejscu mnóstwo ciekawych rzeczy.

Jeżeli szukacie pamiątek, to właśnie tu znajdziecie ich ogromną ilość, bo dzielnica Monastiraki słynie z urokliwych, ale ciasnych uliczek wypełnionych właśnie mnóstwem sklepików i straganów. Znajdziecie tu dosłownie wszystko! Tzw. szwarc, mydło i powidło..

Chwilę spędziliśmy w tym uroczym miejscu zerkając na mapę i udaliśmy się w stronę targu z antykami.. tu nie będę się rozpisywać, sami zobaczcie jakie fajne miejsce.. Awisinias – mieliśmy szczęście, że było tak tłoczno.. Jest to jeden z najstarszych placów w Atenach gdzie krzyżują się kultury żydowska, chrześcijańska i muzułmańska.

I nagle ni z gruszki ni z pietruszki znaleźliśmy się przy Ellyz – kawiarni z wejściem w kształcie serca z kwiatów – nosz kolejne cudo! Dopiero co były walentynki i pewnie to pozostałości po nich.. I ten różowy rower!

I znowu poszliśmy przed siebie.. mijając kolejne cuda i cudeńka, zajadając orzeszki za 1 euro, rozmawiając z nowo poznaną koleżanką Loreną – objechali kawał świata, byli też w Polsce! Ooo i prawie spotkaliśmy Franka Dolasa jak grał w trzy karty..

Aż w końcu ukazał się naszym oczom ten widok…………. Już niedługo będziemy na samej górze, ale nie dziś..

I w końcu przyszedł czas na obiados, no co tu będę pisać, był przepyszny.. a i kot też się przy nas najadł..

Teraz to najchętniej bym się gdzieś przytuliła i odpoczęła, ale nie po to tu przyjechaliśmy.. to idziemy dalej..

Minęliśmy Plac Wiatrów – z którego jest przepiękny widok na Akropol – to plac, który powstał wokół Wieży Wiatrów, która w rzeczywistości jest wieżą zegarową. Niedaleko znajdują się wiatrowe łaźnie tureckie.. Muszę Wam w tym miejscu powiedzieć, że oczami dziecka widzi się zupełnie inne rzeczy i na inne zwraca uwagę. Wtedy wszystko było zabawą, a dziś mam wrażenie, że wszystko odkrywam na nowo.

I w końcu trafiliśmy na Plakę.. to jak inny świat w samym środku miasta..

Plaka to historyczna dzielnica Aten, która rozciąga się u podnóża Akropolu. Chyba każdy kto był w Atenach ją zna. Ja mogłabym tu kręcić się od rana do wieczora i na pewno nigdy by mi się nie znudziło. To też chyba najbardziej zatłoczona, ale i najbardziej malownicza część Aten, choć muszę przyznać, że te ciasne uliczki mają niepowtarzalny urok i w sumie dają wytchnienie od zatłoczonych autami ulic i miejskiego gwaru.. Tu znajdziemy dosłownie wszystko: sklepy, sklepiki, kawiarenki, restauracje, muzea, XIX-wieczne kościoły, zabytki, średniowieczne, bizantyjskie świątynie, ale najfajniejsze jest właśnie to, że większość uliczek jest wyłączona z ruchu samochodowego i można się spokojnie nimi przechadzać delektując widokami i niesamowitym klimatem tego miejsca, bo atmosfera jest tutaj naprawdę cudowna. Jednak nie możemy zapominać i o tym przypominają nam różnorakie budowle dookoła, o wpływach muzułmańskiej Turcji i prawosławnej kultury Grecji.

Po drodze piękna galeria sztuki – musiałam tam wejść! Cuda………. Zajrzyjcie do niej, mieści się przy ulicy Pandrossou 14..

No i pomału nasz pierwszy dzień w Atenach dobiegał końca. Zjadłam kukurydzę, której smak pamiętałam z dzieciństwa i kupiliśmy wino, moje ulubione Mavrodaphni – takie trochę ciężkie, jak porto, ale polecam spróbować..

W końcu nadszedł wieczór, a my wybraliśmy się na kolejny spacer, ale tym razem już tylko podziwiać z góry wieżowca panoramę Aten i ten piękny widok na Akropol.. i tak praktycznie nie spiesząc się, w jeden dzień obeszliśmy wiele znanych i popularnych miejsc, choć wiele jeszcze zostało przed nami..

I kolejny poranek.. na ten mały kościółek patrzyłam codziennie – był tuż przy naszym hotelu.. tak samo jak te greckie przysmaki..

A dziś czeka na nas Akropol (Acropolis)

Kupiliśmy bilety i wchodzimy.. wstęp 10 euro..

Oj, to miejsce zobaczycie praktycznie z każdego zakątka Aten, to chyba jedna z najważniejszych pamiątek po starożytnej cywilizacji. To miejsce, które po prostu trzeba zwiedzić będąc w Atenach. Nie będę opisywać każdego zdjęcia – co to jest, ale zapraszam Was po prostu na krótki spacer po tym cudownym wzgórzu. Jak już przejdziecie główna bramę, to kierujcie się po strzałkach, ale też niekoniecznie, czasami zejdźcie w dół, okrążcie, a potem znowu zajrzyjcie na sam szczyt. Warto tutaj spędzić nawet 2-3 czy 4 godziny. Usiąść.. zadumać się.. zatrzymać na chwilę..

Chodząc spokojnym krokiem natraficie na mnóstwo świątyń, naprawdę nie musicie znać ich nazw, niech porwie Was wir przygody w starożytność. Niemniej opiszę Wam w wielkim skrócie to cudowne miejsce.. otóż w centralnym punkcie jest Partenon – dorycka świątynia z V wieku p.n.e! Jest to chyba największa w całej antycznej Grecji świątynia poświęcona bogini Atenie – patronce miasta. Zwróć uwagę na te misterne rzeźbienia.. idąc dalej dojdziesz do świątyni Posejdona i do znajdującego się tuż obok Erechtejonu.

Ale mimo, że myśląc o Akropolu w głowie ukazuje nam się Partenon, to polecam również zajrzeć do świątyni Zeusa – Olimpiejonu. Budowano ją bardzo długo, bo aż około 700 lat i było tam 104 korynckie kolumny, z których dziś zostało zaledwie kilka – tam dostaniecie się wychodząc z Akropolu i przechodząc przez łuk Hadriana – rzymskiego władcy zakochanego w Atenach.

Ale my wracamy jeszcze do Akropolu..

Na moich zdjęciach zrobionych na Akropolu dojrzysz wzgórze Filopappou – to tutaj często przychodzą Ateńczycy by podziwiać cudowne zachody słońca. Ale zerknij też na zdjęcia przedstawiające panoramę Aten. Bardzo lubiłam tu przychodzić w dzieciństwie razem z rodzicami..

A teraz przejdźmy do słynnego teatru Dionizosa z VI w p.n.e., on też znajduje się tutaj.. co pokazuje jak wysoko rozwinięta była zawsze kultura i sztuka teatralna wśród Greków. To właśnie tutaj odbywały się Dionizje – święto poświęcone Dionizosowi i to tutaj były pokazywane sztuki ówczesnych dramatopisarzy jak Sofokles, Eurypides czy Ajschylos.

Po kilku dłuższych chwilach zaczęliśmy schodzić ze wzgórza..

A potem zgłodnieliśmy bardzo.. dziś souvlaki! Tylko to słowo nie oznacza szaszłyków.. Souvlak w Atenach to pita z mięsem.. pamiętajcie! Ja zajadałam się tymi na patyczku……………. Niebo w gębie! To jest ten smak, który pamiętam z dzieciństwa..

Posileni zaczęliśmy eksplorować często pomijaną przez turystów część Aten – Anafiotike – na którą niektórzy mówią Yiasemi – cudowne miejsce u podnóża samego Akropolu – ale Yiasemi to nazwa restauracji, która jest w pobliżu – niemniej jak spytacie o jedno lub drugie, to na pewno ktoś wskaże Wam tu drogę.. miejsce przepiękne! Warto tu się zagubić.. to takie połączenie wszystkich klimatów i krajobrazów z greckich wysp, zwłaszcza te wąskie uliczki i malownicze budynki..

To miejsce to prawdziwa perełka! Która cudownie ukrywa się przed niektórymi turystami. No bo przecież tuż obok jest Akropol i Plaka i kto miałby jeszcze siłę po zwiedzeniu tych dwóch miejsc na jakąś Anafiotikę? A naprawdę warto! Żałujcie wszyscy Ci, którzy tutaj nie dotarliście. Spacer po tym miejscu jest magiczny. Te wąskie uliczki i biało niebieskie domki, kolorowe drzwi, murale, ogrody pełne pnączy i zarośli, wąskie, bardzo wąskie dróżki, zdobienia, okiennice, wszędobylskie koty, romantyczne zaułki, to właśnie magia tego miejsca, która skutecznie pozwala zapomnieć, że jesteście w samym centrum Aten.. a dotrzecie tutaj od strony restauracji Yiasemi albo od strony ulicy Statonos.

Po takim spacerku przycupnęliśmy tutaj sobie na małe co nieco..

A potem powoli spacerkiem skierowaliśmy się w stronę placu Syntagma i Parlamentu.. wypiliśmy po salepi – taki dziwny napój, na pewno nie grecki i tym sposobem zatoczyliśmy koło, bo znowu znaleźliśmy się na Monastiraki.. szybkie zdjęcie ze strażakami, odwiedziny w sklepie z winem – oooo YOGA! I w sumie powinniśmy iść spać, sporo wrażeń jak na jeden dzień, ale.. zamiast w stronę hotelu, to skierowaliśmy się w stronę zapomnianej dzielnicy Psiri..

I to był chyba błąd! Bo do hotelu wróciliśmy bardzo bardzo bardzo późno..

Psiri – o tej dzielnicy powiedziała nam dziewczyna z recepcji naszego hotelu, jak spytaliśmy ją: gdzie ona lubi chodzić z przyjaciółmi wieczorami. No i zaczęło się…………………

Ta zapomniana dzielnica Aten o dość skromnej architekturze, budynkach bielonych wapnem i wąskich alejkach, ale niesamowitym klimacie, składająca się zaledwie z kilkunastu uliczek skupionych wokół jednego placu. Historia tego miejsca była bardzo burzliwa, a pierwsza zapisana informacja była przez niejakiego lekarza Spona w 1678r. Nawet do końca nie wiadomo skąd pochodzi nazwa tej dzielnicy, ale wiadomo, że już ponad 150 lat temu to właśnie tu zaczęły powstawać pierwsze tawerny, odwiedzane przez urzędników i ministrów, a także króli.. Była to też kiedyś jedna z najbardziej niebezpiecznych dzielnic, a to wszystko przez koutsavakides-ów, czyli osób zajmujących się różnego rodzaju szemranymi i nielegalnymi interesami. Przed laty Psiri było też centrum dobrej zabawy i bouzuki i takie w sumie pozostało do dziś.. W jego centrum znajduje się ulica Agion Anargyron przy której spotkacie uroczy kościółek z pięknym ogrodem. W okolicy znajduje się też teatr Embros oraz tawerna Nikitas, znana z bardzo dobrych souvlak-ów i serowej pity, a prowadzona jest przez jedną rodzinę od ponad 50 lat. Tutaj znajduje się mnóstwo lokali gastronomicznych, dlatego nie dziwię się, że nasza recepcjonistka poleciła nam właśnie to miejsce.. to takie gastronomiczne centrum Aten. Jest tutaj lokal, w którym od 1969r serwuje się tylko 6 dań – to Ta Biftekia, w weekendy zamknięty. No i wspomnę jeszcze o Avli, tawernie z klimatem, ale jakim! Chodząc po tej dzielnicy miejscie oczy i uszy szeroko otwarte.. Jest tu też słynna piekarnia Veneti funkcjonująca od 1907r, w której codziennie pieczywo wystawiane jest w ogromnych koszach wprost na ulicę, a kto zna zapach greckiego pieczywa, to może sobie tylko wyobrazić jak to musi tam pachnieć o poranku. Tu zjecie też słynne obwarzanki z sezamem, które można tez kupić prosto z wózków na innych ulicach – przybyły one do Grecji zaledwie 100 lat temu z Konstantynopola. Zwiedzaliśmy tą dzielnice nie tylko wieczorami, za dnia siedzą Grecy w swoich kafenionach i piją kawę w malutkich filiżankach, potrafią ja pić godzinami.. a uliczkami z wielkim trudem mogą minąć się dwa auta.. Kto wie, może niebawem ta dzielnica dzięki różnym zabiegom dogoni Plakę? Póki co jest tu jak jest, ale polecam bardzo odwiedzić to miejsce.. jest to jeden wielki bazar różności. Tu można zamówić ręcznie szyte na miarę buty czy ubrania z greckiej bawełny i lnu. Jest tutaj bardzo dużo warsztatów rzemieślniczych, w których od razu są sklepy. To dzielnica niskich domków, które całkowicie odbiegają od dosłownie kilkaset dalej znajdującego się dynamicznego centrum Aten, to takie trochę śpiące miasteczko pośrodku miejskiej dżungli, ale spacer w tym miejscu to prawdziwy relaks dla duszy i dla wszystkich zmęczonych gwarem miasta. Czas się tutaj zatrzymał..

I dosłownie Psiri wręcz graniczy z ruchliwą, długą ulicą Ermou, która ciągnie się od placu Sintagma aż do bram starożytnego cmentarza Keramejkos. Ale Ermou graniczy również z Plaką, o której pisałam już wcześniej, więc jak chcecie przyjechać do Aten, to szukajcie hotelu w pobliżu tej ulicy Ermou, a wtedy będziecie mieć wszędzie blisko.

A my idziemy sobie dalej, zrobiło się dość późno i nagle naszym oczom ukazał się Little Kook i Magical Shop, który skradł tego wieczoru nasze serca i cudowna właścicielka sklepu.. i fajni ludzie, których tutaj poznaliśmy.. przyjechali do Aten w podróż poślubną! Ale się razem ubawiliśmy.. No.. i to by było na tyle na dziś.. bardzo szybko leciał tu czas, zbyt szybko! A noce były jakieś takie dziwnie krótkie..

Współczesne Ateny to tętniące życiem kawiarnie, kluby i bogate życie nocne, ale należy pamiętać, że to tu miała swój początek europejska cywilizacja, którą czuć na każdym miejscu. To miejsce jest idealne dla pasjonatów historii, architektury i kultury. Polecam bardzo ‘zanurzyć’ się w Atenach.. zejść czasami z utartego szlaku, porozmawiać z mieszkańcami, odwiedzić park, pójść na targ staroci czy targ rybny, przespacerować się nie tylko głównymi ulicami, a może Was zaskoczyć coś naprawdę ciekawego.. Niemniej jeżeli ktoś chciałby zobaczyć jedynie najważniejsze, starożytne obiekty, to 2-3 dni tutaj w zupełności wystarczą. My mieliśmy na szczęście ich kilka więcej..

I nastał kolejny poranek.. i widok na kościółek przez hotelowe okno.. i zaraz po wyjściu na ulicę.. Jestem nim zauroczona! Codziennie, jak tylko był otwarty, to zapalałam w nim świeczki.. w domu też od lat mam taki zwyczaj, że codziennie rano zapalam kadzidełko, świeczkę..

Na dziś mamy w planach National Garden.. zobaczcie – mamy luty 2022, a mój mąż w krótkim rękawku i krótkich spodenkach..

Ogród Narodowy

To chyba jedna z najpiękniejszych, zielonych przestrzeni w całych Atenach. Park, mimo że położony w sercu miasta, tuż za budynkiem Parlamentu, pozwala oderwać się od zgiełku miejskiego życia, a my tego dnia bardzo tego potrzebowaliśmy.

Bardzo przyjemnie było zanurzyć się w tej zieleni i pochodzić alejkami. Podziwiać piękną aleję palmową i zajrzeć do ogrodu botanicznego. Odpocząć..

Na terenie parku jest także plac zabaw, sadzawka z żółwiami i mini zoo. Jeden żółwik zagubił się i dzięki nam znowu trafił do swoich. I tutaj poznaliśmy Blju Blju – kaczkę dziwaczkę i jej właścicielkę. Spędziliśmy tu kilka naprawdę fajnych chwil..

A potem skierowaliśmy się tuż obok na plac Syntagma i do Parlamentu (były stary Pałac Królewski u stóp którego znajduje się Grób Nieznanego Żołnierza. Warto być w tym miejscu w niedzielę o 11:00, kiedy odbywa się uroczysta zmiana warty) – poczekaliśmy na zmianę warty..

A ja to wszystko pamiętam jak byłam dzieckiem! Tylko to wszystko było wtedy jakoś większe..

Syntagma, to główny plac Aten, który do roku 1843 nosił nazwę Placu Pałacu Królewskiego – miejsce przeprowadzanych różnych demonstracji, ale i spotkań turystów i mieszkańców. Byliśmy nawet świadkiem jednej takiej demonstracji podczas naszego rejsu w 2021r po Morzu Śródziemnym i 1- dniowym wtedy pobycie w Atenach, o którym piszę tutaj:

Rejs po Morzu Śródziemnym

Grecja – można ją podzielić na część kontynentalną i wyspiarską, graniczy z czterema państwami: Albanią, Macedonią Północną i Bułgarią od północy oraz Turcją od wschodu. Ten cudowny kraj ma dostęp do czterech mórz: Egejskiego i Kreteńskiego od wschodu, Jońskiego od zachodu oraz Śródziemnego od południa. Grecja ma dziesiątą pod względem długości linię brzegową na świecie, o długości 14 880 km. Poza częścią kontynentalną w skład Grecji wchodzi około 2500 wysp, w tym 165 zamieszkałych. Walutą od 2002r jest tam euro, wcześniej były drachmy.. Jadąc do Grecji powinniśmy przestawić swoje zegarki o godzinę do przodu. Dominującym wyznaniem w Grecji (ok. 87%) jest prawosławie. Państwo to uznawane jest za kolebkę cywilizacji zachodniej. To tu narodził się teatr, demokracja, filozofia, ale też Igrzyska Olimpijskie. Kuchnia grecka uznawana jest przez wielu krytyków kulinarnych za jedną z najsmaczniejszych na całym świecie – a niedawno stwierdzono, że w ogóle kuchnia śródziemnomorska jest jedną z najzdrowszych. Grecy uwielbiają oliwę z oliwek, baraninę, moussake, ser feta, nadziewane warzywa, a lekkie sałatki zajadają z tradycyjnym greckim chlebkiem zwanym pita oraz sosem tzatziki. Odnosząc się do wielkości tego kraju, to Grecja jest 2,4 razy mniejsza od Polski. Wszystkim, którzy chcieliby poznać historię tego cudownego kraju, polecam bardzo Grecję kontynentalną. Zjeździłam jako dziecko, samochodem z rodzicami cały ten kraj wszerz i wzdłuż – pamiętam serpentyny, kąpiel w ciepłym morzu robiąc krótkie przystanki, jedzenie i gotowanie przy plaży, odwiedzane ruiny, klasztory na szczytach gór i spanie w samochodzie. W Atenach spędzałam przez kilka lat każde wakacje – to stolica Grecji – myślę, że obowiązkowy punkt w planie podróży każdego turysty.. Akropol i Partenon.. ale i nie tylko…. Podobno jako dziecko nawet nieźle mówiłam w ich języku, a smak szaszłyków kupowanych w takich małych budkach pamiętam do dziś. Dlatego może tak chętnie przyjeżdżam do tego pięknego kraju, ale tym razem postanowiliśmy spędzić kilka dni właśnie w Atenach – choć byliśmy tu 4 miesiące wcześniej – tu właśnie mieliśmy jeden z przystanków podczas rejsu po Morzu Śródziemnym…. a oto 2 zdjęcia sprzed 4 miesięcy, jeszcze wtedy nie wiedziałam, że tak szybko tu wrócę..

Ateny – od zawsze lubiłam mitologię grecką, w dzieciństwie przeczytałam chyba wszystkie dostępne na tamte czasy książki i chodząc z rodzicami po uliczkach nie tylko Aten wyobrażałam sobie jak to wszystko kiedyś wyglądało. A wyobraźnię mam bujną.. Skąd się wzięła nazwa Aten? I tu trzeba wrócić do mitów i legend. Atena była boginią mądrości, która kiedyś pokłóciła się z bogiem morza Posejdonem właśnie o to, jak to piękne miasto ma się nazywać. Wyboru mieli dokonać mieszkańcy, którym oboje przedstawili dwie różne rzeczy: Atena podarowała mieszkańcom drzewko oliwne, które wyrosło po jej magicznym dotknięciu włócznią w głaz – do dziś Grecy wierzą, że drzewko oliwne rosnące przy Erechtejonie na Akropolu jest wciąż tym samym drzewkiem podarowanym przez Atenę.. natomiast Posejdon podarował mieszkańcom rzekę uderzając swoim trójzębem w skałę.. Mieszkańcy rozkochali się w smaku oliwek i oliwy z podarowanego drzewa przez Atenę i dlatego na jej cześć nadali miastu jej imię, a ją wybrali na swoją patronkę..

No i idziemy dalej, a tu na naszej drodze staje Open Bus – aż kusiło żeby wsiąść.. i z jego pokładu zwiedzać, ale przecież trzeba być twardym, jak to mówi mój mąż, więc idziemy dalej – tym razem w stronę placu Omonia..

A tymczasem po drodze.. w tej małej kawiarence 4 miesiące temu tez jedliśmy..

Omonia – ten plac pamiętam bardzo dobrze z dzieciństwa.. niedaleko nawet kiedyś mieszkaliśmy przez całe wakacje przy ulicy Benaki. Jako dziecko często tu się bawiłam, ale i tutaj rodzice umawiali się często ze znajomymi. Jego nazwa oznacza zjednoczenie/porozumienie i od tego miejsca liczy się odległość do innych miejsc (jest to tzw. punkt zero).

Ooo tu jest ulica Benaki..

Chodząc po Omonii wiele rzeczy mi się przypominało.. i ta fontanna na samym środku..

A tutaj 4 miesiące temu zamówiliśmy sobie z mężem po dwa souvlaki i dostaliśmy dwie porcje olbrzymich pita z mięsem i warzywami.. zapomniałam wtedy, że tu souvlaki to pita z mięsem, a nie szaszłyk…..

A tak było 4 miesiące temu..

No nic, myślałam, że znowu tu zjemy.. ale było zamknięte.. to poszliśmy kawałek dalej i tam zamówiliśmy sobie po dwa szaszłyki – na patyku.. dobre były!

I trochę byłam już zmęczona, to weszliśmy do Hondos Center – i od razu na samą górę……………………. A stąd był taki widok!

Likavitos, wzniesienie o którym pisałam już pisząc o Akropolu, to najwyższy punkt w Atenach, z którego rozciąga się spektakularny widok na całe miasto. Jest tam także kilka ciekawych zabytków, jak nieduża kaplica św. Jerzego, dzwonnica i teatr. Na to wzniesienie można się dostać pieszo, przechodząc przez las sosnowy lub wjechać kolejką. Widzicie je na zdjęciach, a my niestety tym razem tam nie dotarliśmy.. 

I tu, na samej górze tego centrum handlowego, sącząc pyszną grecką kawę oraz wino spędziliśmy kilka fajnych chwil.. a dosłownie za chwilę zrobiło się już ciemno na zewnątrz, za to ukazał nam się dosłownie na wprost, cudownie oświetlony Akropol..

Wracając zauważyliśmy targ – niestety był zamknięty, ale już wiedziałam, że chcę tu przyjść za dnia..

Wstąpiliśmy jeszcze do fajnego sklepu.. oprócz wszelakich odmian chałw były tu też miody – kupiliśmy ten z Ikarii.. to jedna z błękitnych stref długowieczności.. oczywiście z pół godziny rozmawialiśmy ze sprzedawczynią, nie tylko o miodzie i chałwach.. z pustymi rękoma stąd nie wyszliśmy.. nie dało się! A to co popróbowaliśmy, to nasze..

Fresh baked PIES – widzicie to?

I oczywiście zamiast prosto do hotelu, to znowu włączył nam się szwędacz.. i trafiliśmy do dzielnicy pop artu chyba.. dosłownie na Street Art. To takie mocno zniszczone i obdrapane budynki w Metaxourgeio i mimo krążących na temat tej dzielnicy niepochlebnych opinii nie zachęcających do odwiedzin tego miejsca, jakoś w ogóle nie czułam strachu. To prawdziwa galeria street-artu, gdzie mury i ściany budynków pokrywają istne arcydzieła sztuki ulicznej. Warto tu zajrzeć..

Potem doszliśmy do baru Old Fashioned – z kolejną wspaniałą właścicielką – bar działa od 2004 roku.. a mu uwielbiamy rozmawiać z lokalnymi mieszkańcami. Opowiedziała nam swoją historię i historię tego miejsca.. Grecy chętnie rozmawiają z turystami….

A zaraz obok sklep z kaczkami! I tu okazało się, że właścicielka zna kobietę z Parku i jej kaczkę Bljublju…………………. Bo to był sklep z kaczkami! Tu też spędziliśmy kilka fajnych chwil na rozmowie.

A potem to ja już nie wiem którędy, nie wiem jak i kiedy, ale doszliśmy znowu na Psiri..

A w tej różowej kawiarni po prostu zakochałam się! I tu już nic więcej nie napiszę, tylko oglądajcie zdjęcia.. a nie – napiszę! Ich różowe cappuccino było obłędnie pyszne! FAIRYTALE!!! Koniecznie tu zajrzyjcie..

Czułam się jak Alicja w Krainie Czarów.. choć nie wiem jak ona się czuła, ale tak sobie to wyobraziłam..

I co? I zamiast do hotelu, to my dalej tymi uliczkami.. i znowu doszliśmy do Little Kook………… i jeszcze były nocne tańce, rozmowy z miejscowymi osobami, z innymi turystami, wygłupiańce..

A potem już schowałam aparat i dopiero go wyjęłam gdy przechodziliśmy obok kolejnej restauracji.. a w sumie to weszliśmy do niej i się znowu trochę zasiedzieliśmy – ale też byście się zasiedzieli! Sami zobaczcie.. Siedząc tu odpłynęłam całkowicie w inny świat.. Nazwy jej Wam nie zdradzę, spróbujcie zgadnąć..

I kolejny poranek, śniadanie.. oj, ciężka dziś głowa, ale z takim widokiem można spokojnie jeść……….. nabieramy sił na kolejny dzień!

Good morning! Dobra kawa nigdy nie jest zła..

Gia coś tam.. napój wymyślony X lat temu przez babcię obecnego właściciela – smakował bardzo! Plus bougatsa ze szpinakiem.. ommmmmm pychota! I to w takim miejscu..

Ale my idziemy na ten targ, co go wczoraj mijaliśmy w nocy.. i jak mój mąż zobaczył, że można tu zjeść fresh sea foods, to już nie było wyjścia, ale skończyło się nie tylko na rybce..

Naprzeciwko targ warzywny.. obok znowu jakiś kościółek jakby wklejony w budynek.. i tak co chwilę coś ciekawego.. i znowu mamy FRESH BAKED PIES serwowanego codziennie……….

Oj tu mogłabym siedzieć godzinami.. na tych podestach, nic nie robić, tylko obserwować.. Monastiraki.. to tu każdego dnia kierowały nas nasze nogi.

To wyjaśnię Wam jeszcze jedną rzecz..

Monastiraki – wszystko w języku greckim, co ma końcówkę ‘aki’ oznacza coś małego (no.. wiem o czym teraz pomyśleliście) i tak nazwa tego placu oznacza mały + klasztor. Pisałam już o tym, że kiedyś mieścił się tutaj klasztor, który pod koniec XIX wieku został zniszczony i na placu obecnie pozostał jedynie jego fragment. A sam Plac Monastiraki absolutnie nie można pominąć – stąd do Akropolu jest zaledwie 1 km. Ten plac jest świetnym miejscem na odpoczynek w trakcie zwiedzania, ponieważ znajduje się tutaj mnóstwo tawern, kafejek, restauracji i cały czas coś się tutaj dzieje. Przy samym placu znajduje się Dworzec Monastiraki, Meczet Tzistarakis Aga i kościółek Pantanassa. Tu jest co robić..

Dworzec Monastiraki powstał z myśla żeby połączyć port w Atenach, Pireusu i centrum miasta. Inwestycja doszła do skutku w 1867 roku, łącząc Pireus z Thisseion. W 1895 roku została pociągnięta do centrum miasta i wtedy to właśnie powstała stacja Monastiraki. Obeszłam sobie cały dworzec, patrzyłam na te wysokie łuki, na podłogę, na ludzi..

Z pewnością kolejną budowlą, na którą powinno się zwrócić uwagę, a mieszczącą się przy placu Monastiraki jest Meczet Tzistarakis Aga. Jest to pozostałość po osmańskim panowaniu na tych terenach i Tzistarakis-ie, osmańskim władcy, który był nawet mianowany na wojewodę Aten, a po wycofaniu się Turków z tych terenów meczet przekształcano do różnych celów, obecnie mieści się w nim oddział greckiego Muzeum Sztuki Ludowej.

Jeżeli byście chcieli zobaczyć jak wyglądają ateńskie targi oraz słynny pchli targ, to najlepszym na to dniem będzie niedziela. I tak sobie zaplanujcie podróż, jeżeli to Was interesuje.. Pchli targ usytuowany jest zaraz przy samym Placu Monstiraki wzdłuż ulicy Ermou. Można na nim dostać dosłownie wszystko – od starych mebli, przez płyty gramofonowe, starą odzież itp.

Jest jeszcze targ spożywczy, zwany Varvakeios Agora, który działa w Atenach nieprzerwanie od 1886 roku, a otwarty jest 24 godziny na dobę, gdzie można kupić dosłownie wszystko z najdalszych zakątków Grecji i to o każdej porze dnia i nocy, do tego w dobrych i przystępnych cenach.

Trafiliśmy też na Monastiraki na rozdawanie jedzenia biedniejszym ludziom.. dorzuciliśmy swoją małą cegiełkę – to są wspaniałe inicjatywy, które zawsze popieram całym sercem!

No i znowu nastał wieczór – poszliśmy w końcu na dach tego budynku o moich inicjałach – MS – a stamtąd widok też był obłędny! Na samej górze jest knajpka.. polecam na chwilę wytchnienia, zwłaszcza po zmierzchu.

Nogi trochę odpoczęły, to idziemy dalej, mało nam.. ale ja już chyba nie mam sił….

Zwiedzamy kolejne piękne miejsca.. tutaj na każdym kroku można znaleźć jakieś ‘perełki’.. a na pewno każdy znajdzie swój klimat…. tylko, że ja już szukam miejsca gdzie możnaby usiąść..

Ooo Buena Vista Bar – a z niego znowu piękny widok na Akropol – ale tutaj nie siadamy, obawiam się, że jak bym to zrobiła, to już bym do rana została – oboje uwielbiamy klimaty Kuby! Ale chwilę potańczyłam.. mimo zmęczenia! Jak słyszę muzykę, to moje nogi same tańczą..

W końcu spać……………………………………. ale zanim dojdziemy do naszego hotelu, to jeszcze po drodze mijamy znane nam już miejsca.. dobranoc.. nogi znowu bolą okrutnie, ale dzień był przepiękny.. i już jestem ciekawa jaki będzie kolejny..

Tym razem nie pojechaliśmy do portu w Pireusie – ale byliśmy tam 4 miesiące wcześniej, tam zacumował nasz statek i stamtąd pojechaliśmy na cały dzień do Aten.. niemniej warto zwiedzić to miejsce – bo Pireus znajduje się dosłownie tylko10 km na południe od centrum Aten. Niektórzy mówią, że to jest odrębne miasto, a inni, że jedynie dzielnica Aten. Można spokojnie tam dotrzeć metrem, a żeby na spokojnie zwiedzić, wystarczą 3-4 godziny – ale ja przecież jeszcze tu wrócę, trzeba sobie zostawić coś na kolejny raz..

Nie zwiedziliśmy też Panathinaiko Stadio, czyli Stadion Panatinaikosa czy inaczej zwany Panatenajski, który jest najstarszym nadal działającym stadionem na świecie i który został w całości zbudowany z białego marmuru. – ale zostawiam to sobie na kolejny raz.. Czasami warto nie zobaczyć wszystkiego, zawsze mówię, że lepszy lekki niedosyt niż przesyt.. we wszystkim.

I zaczął się ostatni dzień mojej pięknej sentymentalnej podróży do Aten.. to już taki bardzo dzień na luzie – idziemy tam gdzie nas poniosą nogi i pociągnie serce. Poniżej jedynie kilka zdjęć zrobionych przy okazji.

Coś jeszcze zjadamy.. ostatnia pyszna kawa z tygielka.. ostatni spacer.. ostatnie spojrzenie na Akropol..

I nadszedł czas pakowania i wyjazdu. Najpierw autobusem na lotnisko w Atenach i lot do Monachium..

A w Monachium.. jest 24.02.2022r i zaraz po wylądowaniu widzimy płaczących ludzi i nie bardzo wiemy co się stało – ale zaraz się dowiedzieliśmy – wybuchła dziś wojna w Ukrainie.. z dziwnymi nastrojami wróciliśmy do Wrocławia..

A z zakupów najbardziej chyba cieszyła mnie kawa i oczywiście oliwa.. i prawdę mówiąc, to nawet dziś wróciłabym z powrotem do Grecji.. uwielbiam ten kraj..

Po powrocie zaparzając herbatkę z gojnika i skubiąc pestki, moje myśli wracały od razu do Grecji..

I jeszcze ciekawostka.. Czy wiedzieliście, że Ateny są stolicą Grecji dopiero od 1834 roku kiedy to król Otton przeniósł stolicę z Nafplio właśnie do Aten, która wtedy była niewielką wioską, a dziś liczy około 4 mln mieszkańców?

Ciekawym faktem jest też to, że w Atenach mieszka 33% wszystkich Greków, a powierzchnia miasta zajmuje jedynie 1% całej kontynentalnej i wyspiarskiej części Grecji..

Tam trzeba pojechać – tylko uważajcie.. bo jeżeli zakochacie się w tym kraju tak jak ja, to będziecie chcieli ciągle tam wracać.. Nie dość, że klimat jest cudowny, to Grecy, mimo tego, że są powolni i zawsze na wszystko mają czas (ich słynne ‘awrio’, czyli jutro), to jeszcze jedzenie jest przepyszne.. Czego chcieć więcej? Tam można zamieszkać na zawsze, a Ateny przyciągają swoją historią i jej pozostałościami.

Jeżeli byliście w Atenach, to napiszcie swoje wrażenia.. podajcie miejsca do których nie dotarliśmy, a które warto zwiedzić – być może dotrzemy tam kolejnym razem, a tymczasem mam w głowie mnóstwo pięknych wspomnień z tego bez pośpiechu i bez planu wyjazdu – było idealnie..

A Jeżeli mój artykuł spodobał Ci się, to będzie mi bardzo miło, jak postawisz mi kawę -> uwielbiam kawę! A zgromadzone środki przeznaczę na pewno na dalsze rozwijanie swojej wiedzy, na pomaganie i wspieranie innych oraz na czas, który przeznaczam na tworzenie mojego bloga.. i z góry bardzo Ci dziękuję za tą pyszną kawę………..

Postaw mi kawę na buycoffee.to

2 Komentarze

  • Krzysztof
    Posted 11 lutego 2024

    jeśli w Atenach nie było się w Muzeum Archeologicznym, to trudno pisać że było się w Atenach…..

    • Marzena
      Posted 19 lutego 2024

      Byłam innym razem.. ale swoją drogą nie przepadam za muzeami, ale każdy spędza czas jak lubi, prawda?

Dodaj komentarz