Nastał maj 2023r – a my na przekór opiniom znajomych pojechaliśmy na Rodos. To miał być krótki, tygodniowy chill.. a zrobił się bardzo intensywny wypoczynkowo – zwiedzający wyjazd.. A miało być tak light-owo, miał być tylko plażing i leżing i drinking..

Ten kto mnie zna to wie, że na miejscu nie usiedzę, choć naprawdę jechałam tutaj z takim nastawieniem, bo skoro tu nudno……….. a zaczęło się tak..

Pakowanie, wyjazd na lotnisko, lot i wysiadka na lotnisku na Rodos.. ciemno wszędzie, godziny mocno nocne..

Wsiedliśmy do autobusu i pojechaliśmy w stronę naszego hotelu. Na uliczkę przy której stał hotel, autobus nie wjechał, więc musieliśmy pieszo z walizkami drałować jakiś kilometr.. w egipskich ciemnościach. Po dotarciu do hotelu dostaliśmy klucz i weszliśmy do pokoju. Niski, bardzo niski parter, z tarasem.. Na prysznic nie miałam już siły, ale ciepłej wody i tak nie było. Do tego jeden czy dwa wielkie karaluchy przebiegły nam przez pokój. Nie robi to na mnie wrażenia.. po podróżach po Azji już chyba mało rzeczy jest w stanie mnie zaskoczyć. Zasnęliśmy..

Rano okazało się, że jest tu więcej Polaków i wszyscy narzekają.. Niektórzy przyjechali wczoraj w dzień, niektórzy jak my w nocy, a niektórzy 2 dni wcześniej. Wszyscy jednogłośnie stwierdzili, że śniadanie be, basen brudny, pokoje ohydne, wszędzie robale, ciepłej wody brak.. itd itp. – w każdym razie nasze biuro podróży gdzie wykupiliśmy lot i pobyt nie wypięło się na nas i przenieśliśmy się do innego hotelu.. solidarnie ze wszystkimi.

W międzyczasie jeszcze pochodziłam sobie po terenie tego hotelu i uważam, że tragedii nie było, choć basen faktycznie nie czyszczony bardzo długo, ale na tyłach był za to piękny ogród i dziadkowie lub rodzice właścicieli pracowali w nim..

Wynajęliśmy też na cały pobyt małe autko, żeby móc zwiedzić całą wyspę i to był bardzo dobry pomysł, bo od razu mieliśmy czym przejechać do innego hotelu i zabrać przy okazji bagaże niektórych osób..

Dzień drugi na Rodos i nowy hotel. Znam Grecję dobrze, wiem jak tu jest i znam ich standardy i mało co jest mnie w stanie zdziwić, a nowy hotel okazał się faktycznie o niebo lepszy, choć i w tamtym przeżyłabym. Dla mnie hotel to miejsce gdzie biorę prysznic i śpię.. nic więcej.

Po rozpakowaniu rzeczy pojechaliśmy na pierwsze oględziny..

Zatrzymaliśmy się w miejscowości Faliraki i wzdłuż wybrzeża pojechaliśmy do miasta Rodos, po drodze zatrzymując się kilka razy..

W mieście Rodos pierwsze co, to postanowiliśmy zwiedzić Stare Miasto.. Naprawdę piękna część tej wyspy i na pewno jeszcze tu przyjedziemy nie raz, nie dwa.. To miasto dzieli się na 2 części: Stare Miasto i wszystko co jest poza starymi murami, a najstarsze zabytki nie znajdują się wcale na Starym Mieście, tylko poza nim.. jeszcze o tym napiszę.

Na Starówce znajduje się Pałac Wielkiego Mistrza Zakonu Rycerzy Rodos, czyli Kastellos, słynna ulica Rycerska przy której można obejrzeć dawne siedziby rycerzy, jest wieża zegarowa, Synagoga, meczet Sulejmana Wspaniałego, meczet admirała Murada Reisa oraz hammam, czyli tureckie łaźnie.. Dla miłośników muzeów, są też tutaj muzea bizantyjskie oraz archeologiczne.

Ważną częścią starówki jest port Mandraki. Ponoć tutaj kiedyś stał Kolos Rodyjski – olbrzymi posąg z brązu przedstawiający boga Heliosa. Ponoć miał ok 30 metrów wysokości, a do tego stał na podeście o wysokości 10 metrów. Każda z jego nóg stała na innym brzegu portu, a wpływające i wypływające statki przemieszczały się między jego nogami.. Niestety został zniszczony podczas trzęsienia ziemi w 227-226 r.p.n.e.

Weszłam jeszcze do kościoła.. zapaliłam świeczki..

A jak zaczęło się ściemniać to jeszcze pochodziliśmy sobie samym brzegiem morza i już całkiem po ciemku wróciliśmy do hotelu..

W hotelu zapoznaliśmy się z innymi Polakami..

A następnego dnia bardzo chciałam już wejść do morza. Basen to basen, ale ja uwielbiam morze. Tylko, że to był maj i woda w morzu może być zimna.. Póki samemu się nie sprawdzi, to nie ma co słuchać innych – dla jednych 24 stopnie wody to już upał, a dla innych jeszcze mróz, prawda? Wybraliśmy sobie zatoczkę Antony-ego Quinna, ale jadąc tam też zatrzymywaliśmy się po drodze, tu kawka, tu piękne widoki, tu urwisko, tam góry..

Sama zatoka Anthony-ego Quinna to istny raj.. Naprawdę widziałam w życiu mnóstwo pięknych plaż, ale te greckie mają jakiś taki niepowtarzalny nigdzie indziej urok.. Żeby do niej dojechać trzeba jechać EO Rodou Lindou na południe od Faliraki i przed Dim. Stamata skręcić w lewo.. Coś pięknego, sami zobaczcie..

Po spędzeniu tu prawie całego dnia, jest tutaj też niewielka knajpka na wzgórzu, w której można coś zjeść i kupić napoje.. ruszyliśmy dalej..

Potem pojechaliśmy jeszcze na Vagies Ladiko Beach, która jest niedaleko.. Posiedzieliśmy troszkę przy samym brzegu, napiłam się bardzo dobrej kawy, wypiliśmy sok i ruszyliśmy z powrotem do Faliraki.. Tego właśnie dziś potrzebowałam najbardziej.. wody, słońca i świętego spokoju..

A jak ktoś powie, że tu jest nudno.. to w życiu nie uwierzę, bo nudno może być dla tych co od przyjazdu do wyjazdu siedzą w hotelu.. a sami zobaczcie ile atrakcji jest na Rodos, można nawet popłynąć do Turcji..

Wieczorem jeszcze chwila przy basenie i w basenie, kolacja i do późna integracja..

Strasznie szybko leci czas na wakacjach. Właśnie zaczyna się kolejny dzień.. a my ruszyliśmy na samo południe wyspy w miejsce gdzie łączą się dwa morza, po drodze minęliśmy Lindos – z daleka wygląda magicznie, a co dopiero móc tam przechadzać się tymi starymi uliczkami, ale nie teraz.. teraz chwilka na podziwianie widoków i jedziemy dalej..

Ale Akropol w Lindos prezentuje się pięknie, co nie?

Nasz cel na dzisiaj to przylądek Prasonisi.. to tutaj mamy plaże po dwóch stronach, niektórzy nazywają to miejsce plażą żabkową, choć żab nie widziałam.. i to tutaj po jednej stronie plaży jest Morze Śródziemne, a po drugiej Morze Egejskie – to istny raj dla zwolenników windsurfingu i kitesurfingu, zwłaszcza strona Morza Egejskiego, bo tutaj wiatr wieje nieustannie.. Ponoć podczas przypływów cała plaża jest zalana i przejścia do wysepki wtedy nie ma – nie widziałam tego, ale na pewno wygląda to ciekawie.. Można tutaj wypożyczyć cały potrzebny sprzęt do sportów wodnych, można również wziąć kurs nauki wind czy kite surfingu..

Oczywiście poszliśmy na wysepkę wzdłuż plaży, weszliśmy na samą górę i spędziliśmy tutaj kilka cudownych chwil..

Na koniec, po zejściu na dół jeszcze krótki spacer brzegiem.. i w końcu usiedliśmy w tawernie na małe co nieco, zanim ruszyliśmy dalej..

Jeszcze deser i ruszamy z powrotem..

Kolejny nasz przystanek to przepiękne białe miasto – Lindos – to drugie najbardziej turystyczne miasto na Rodos – leży mniej więcej w połowie wyspy, na jej wschodnim brzegu. Znajduje się tutaj Akropol, Świątynia Ateny oraz pozostałości innych budowli, niemniej widok z tego miejsca jest magiczny – tak myślę, bo nie byłam na samej górze – już po długim spacerze po Prasonisi nie miałam sił wspinać się tutaj, ale.. zawsze mówię, że trzeba coś sobie zostawić do oglądania i zwiedzania w danym miejscu, żeby chciało się przyjechać ponownie.. Niemniej spędziliśmy w Lindos 2-3 godzinki chodząc po wąskich uliczkach, jedząc posiłek, pijąc kawę, podziwiając klimat tego cudownego miejsca.. Jeszcze nie zobaczyliśmy Kritinii – ruin zamku na zachodnim brzegu wyspy oraz zamku Monolithos, położonego na południowo – zachodnim krańcu wyspy.. Nie da się zobaczyć wszystkiego, a my lubimy urozmaicać nasze wyjazdy – nie tylko zamki, nie tylko plaże, nie tylko leżenie przy basenie.. a teraz zobaczcie moimi oczami, co udało mi się ujrzeć w Lindos..

Opuszczając Lindos udaliśmy się jeszcze zwiedzić St. Paul’s Bay – przeurocze miejsce.. i tutaj zastał nas zachód słońca. Zrobiło się wręcz magicznie..

Obok jest jeszcze Blue Lagoon i Navarone Bay gdzie kręcono film ‘Działa Navarony’, ale po ciemku niewiele się zobaczy, a zmęczenie już trochę dawało się we znaki, więc ruszyliśmy powoli w stronę naszego Faliraki..

I nastał kolejny dzień.. Dziś poznamy się z Tsambika – kolejne, magiczne wręcz miejsce na Rodos – klasztor w chmurach – klasztor Matki Boskiej Tsambika – położony jest na bardzo wysokim klifie, około 230 metrów npm, u wschodnich wybrzeży wyspy i około 25 km od miasta Rodos na południe.. ale najpierw trzeba było tam dojechać, a po drodze był jeszcze mały, wręcz mikroskopijny, ale uroczy kościółek, gdzie znowu zapaliłam świeczki.. a potem jeszcze wspinaczka pod górę..

Żeby dojść do Tsambika trzeba pokonać miliony schodów, no może nie miliony, ale 308, a potem trzeba już tylko podziwiać widoki.. no to zaczynamy wspinaczkę..

Jest to przepiękny, niewielki klasztor, cerkiew pomalowany na biało, którego dziedziniec wysadzany jest muszelkami i kamyczkami.. i w którym po dziś dzień zawsze zamieszkuje jeden mnich. Z tym miejscem wiąże się legenda – a z nią częste imiona dzieci takich jak: Tsambika i Tsambikos. Jaka to legenda? Za chwilę opowiem, a tymczasem zobaczcie jakie to urokliwe miejsce..

Legenda o Tsambika – otóż jest to miejsce słynne z pielgrzymek kobiet modlących się o posiadanie dziecka, a wzięło to się od pewnego małżeństwa, które bardzo długo próbowało zostać rodzicami, ale bez rezultatów. I wtedy ów mężczyzna zobaczył na górze ogromny blask (słowo tsambika oznacza: ognisty blask), ruszył na górę i po dotarciu zobaczył ikonę Matki Bożej i wówczas przysiągł, że jeżeli jego małżonka urodzi dziecko, to na tej górze wybuduje klasztor dla Matki Bożej – i kilka chwil potem oboje zostali szczęśliwymi rodzicami córeczki, której na imię dali Tsambika. I ów mężczyzna faktycznie wybudował klasztor.. i od tamtej pory kobiety, które z różnych przyczyn nie mogą zostać matkami, a bardzo chcą, idą boso na samą górę i modlą się przy ikonie Matki Boskiej, a narodzonym dieciom daja właśnie takie imiona jak Tsambika i Tsambikos.. Żeby się tutaj dostać szukajcie na mapie plaży Tsampika i polecam wejść tutaj na samą górę.. niekoniecznie musicie się modlić by zostać mamą, ale miejsce jest naprawdę fajne, droga nie tak bardzo męcząca, za to samo miejsce i widoki z góry………………….. przepiękne!

Czas pożegnać się z tym miejscem, teraz już tylko czeka nas droga w dół.. ale poczułam tutaj jakiś dziwny spokój i chętnie wrócę ponownie….

Kolejne miejsce, które tego dnia zwiedzimy to SEVEN SPRINGS.. samochodem łatwo się przemieszczać, bo gdybyśmy mieli korzystać z transportu publicznego, to nie wiem czy tyle miejsc udało by nam się zobaczyć.. Fajny spacer w fajnym miejscu..

A my jedziemy dalej.. po drodze zgłodnieliśmy, a jak na złość nie było żadnego sklepu, za to przy drodze spotkaliśmy stragan.. z przesympatyczną sprzedawczynią i zwierzętami obok.. Ale się tu najadłam.. miodek dostałam w prezencie, a i nawet bułkę dostałam – tą przeznaczoną dla zwierząt, dobrze, że nie ostatnią, bo miałabym wyrzuty sumienia.. a zjadłam z ogromnym apetytem tą bułkę z miodem..

Rzadko planujemy każdy dzień godzina po godzinie.. lubimy po prostu jechać lub iść przed siebie i patrzeć co los postawi na naszej drodze.. i tak było tym razem. Kolejny przystanek do DOLINA MOTYLI, czyli Petaloudes – znajduje się mniej więcej w połowie wyspy i miejsce to polecam bardzo, ale……………………… w odpowiednim momencie, o odpowiedniej porze roku. W maju niestety nic się tutaj nie dzieje, ale i tak przyjechaliśmy zobaczyć.

Przyjedźcie tutaj w czerwcu, lipcu lub sierpniu, a wiecie dlaczego? – wtedy są tu miliony pięknych motyli….

Dookoła zgliszcza po ostatnim pożarze. Widok niesamowity.. Zapytana osoba powiedziała mi, że podobno ogień zatrzymał się tuż przed Petaloudes, jakby ktoś chciał, żeby to miejsce ocalało. Niestety z wrażenia nie zrobiłam ani jednego zdjęcia, jedynie przyglądałam się całej okolicy i czułam wielki smutek.. Niesamowite.. To miejsce zrobiło na mnie naprawdę ogromne wrażenie..

Wracając do Doliny Motyli, to jest to około 1300-metrowa ścieżka, a to co przyciągnęło tu motyle Panaxia Quadripunctaria, to specyficzny klimat tego miejsca: dużo cienia i wilgoć. W miesiącach letnich są tu ich setki…… a my dalej jedziemy przed siebie..

I w końcu dotarliśmy na pewne wzgórze.. choć niełatwo było tu trafić, nawet nawigacja wyprowadzała nas ciągle w przysłowiowe pole, ale wyczytałam wcześniej w internecie, że warto tu przyjechać.. i tym razem naprawde internet się nie mylił..

Wiedzieliście, że pawie lubią mandarynki? Nic innego nie mieliśmy ze sobą.. i chyba przez przypadek się tego dowiedzieliśmy..

Znajduje się tutaj klasztor i krzyż FILERIMOS – nie wiem dlaczego nas tu ciągnęło, w internecie jedynie przeczytałam nazwę tego miejsca i jedną opinię, że warto tu przyjechać.. droga na górę była naprawdę bajeczna, a zaraz po zaparkowaniu przywitały nas przepiękne pawie..

Kupiliśmy też zielony likier – ponoć właśnie z niego słynie ten klasztor, a produkowany jest z 7 ziół i pomaga na wszelkie dolegliwości, nie tylko żołądkowe..

Zaraz po przekroczeniu bramy są schody, potem dość długa alejka z cyprysami i na końcu ruiny świątyni Ateny z Lalysos (Acropolis of Lalyssos).. Jest tu też kościółek Matki Boskiej, a sam klasztor był podobno wielokrotnie burzony i wznoszony.. Całe to miejsce to oaza ciszy i spokoju, a wszystkiego dopełnia wybudowana przez Włochów w latach 30-tych XX wieku droga krzyżowa ze stacjami Męki Pańskiej, a idąc dalej dojdziemy do wielkiego, 16-metrowego krzyża i to wszystko w akompaniamencie przepięknych pawi.. To była naprawdę fajna wycieczka, a widoki stąd.. obłędnie cudowne.. i w ogóle nie było ludzi.. Wstęp kosztował 6 euro..

I droga krzyżowa ze stacjami Męki Pańskiej, a na końcu ogromny 16-metrowy krzyż, który widać z wielu miejsc na Rodos..

Naprawdę to jest piękne miejsce.. ale czas wracać, choć chciałoby się tu zostać dłużej..

Tego dnia jeszcze tylko kolacja, kąpiel i spać……..

Za to kolejny dzień przyniósł mi niespodziankę.. nie nie, w klasztorze Tsambika nie zaszłam w ciążę… ale bardzo chciałam popływać w końcu w morzu, poleżeć na plaży, poopalać się, no bo ile można zwiedzać.. basen to też nie to.. i wróciliśmy do zatoki Anthony Quinna prawie na cały dzień! No to, to ja lubię bardzo………… a do tego zrobiło się całkiem cieplutko.. w końcu wyszło słońce..

Ale jednak plany planami, a już po południu byliśmy w Termach Kalithea – które znajdują się niedaleko Faliraki, po drodze w stronę miasta Rodos, nad samym morzem.. są tutaj lecznicze wody do których od wieków przyjeżdżają kuracjusze. Miejsce magiczne, ponoć odbywają się tutaj zaślubiny, a tło do zdjęć ślubnych jest naprawdę przepiękne.. sama chętnie tu robiłam zdjęcia..

A potem pojechaliśmy jeszcze do miasta Rodos – i tak jak już pisałam wyżej, miasto Rodos dzieli się na Stare Miasto i na wszystko inne co znajduje się poza starymi murami, poza Starym Miastem. W tej drugiej części warto obejrzeć pozostałości Akropolu z II-III w.p.n.e. – jest stadion, teatr i pozostałości po świątyni Apollina.. I właśnie tutaj przyjechaliśmy..

I na sam koniec tego pięknego dnia poszliśmy jeszcze zwiedzić port Mandraki, o którym już pisałam wyżej, przeszliśmy całym nadbrzeżem, trochę po nowszej części Rodos i skończyliśmy ten dzień.. gdzie? Oczywiście na pięknym Starym Mieście..

I w końcu Stare Miasto.. tu mogłabym chodzić całymi dniami….

Kolejny dzień już lajtowo.. naprawdę lajtowo.. w końcu na miejscu zwiedzamy ‘nasze’ Faliraki – bo niby tu mieszkaliśmy, a kompletnie nic tu nie widzieliśmy..

Uwielbiam takie sobie iść brzegiem morza, po drodze uratowaliśmy rozgwiazdę leżącą na plaży, nakarmiliśmy koty, psy.. zwiedziliśmy port w Faliraki, zrobiliśmy drobne zakupy.. niestety na kąpiele w morzu było dość zimno – sami Grecy się dziwili i mówili, że jeszcze chyba nigdy maj nie był tak zimny.. Trudno, nie zawsze ma się wszystko..

Wieczorem w hotelu czekał nas jeszcze WIECZÓR GRECKI i tańce….

Dla mnie ten wyjazd był cudowny. Miało być na luzie i spokojnie, a wyszło jak zawsze.. ale w pamięci pozostaną mi na długo te wszystkie piękne widoki, smaki i poznani ludzie.. a jeżeli mielibyście ochotę obejrzeć Rodos w pigułce, to zapraszam na 6-minutowy film na moim kanale na YouTube:

Jeżeli mało Wam plaż (mi bardzo mało, ale naprawdę było dość zimno i chętnie tu wrócę), to szukajcie na mapie takich miejsc jak: plaża Afandou, Agia Agathi, plaża Tsambika, plaża Prasonisi, plaża Megali Paralia przy Lindos, plaża Agios Pavlos też przy Lindos, plaża Anthony Quinn, plaża Faliraki, plaża Elli przy Rodos.. a najlepiej wypożyczyć samochód i objechać całą wyspę – po drodze korzystając z kąpieli..

Kolejnego dnia, niestety, już wyjeżdżaliśmy..

Do Grecji jeżdżę od lat dziecięcych, mój Ojciec Chrzestny był Grekiem i często w Grecji spędzałam nawet całe wakacje, stąd może na wiele rzeczy patrzę tutaj z sentymentem i widzę inaczej, nawet to, co niektórych drażni, mnie co najwyżej bawi..

To naprawdę piękna wyspa.. jedyne czego tu nie ma to słynnego Kolosa z Rodos, ale są naprawdę piękne plaże, unikatowe zabytki, wspaniali mieszkańcy, przytulne małe miasteczka, cudowne Stare Miasto, a widoki zapierają dech w piersiach.. Ta niewielka wysepka była pod panowaniem Persów, Rzymian, Arabów, Turków, Włochów, Niemców, Brytyjczyków aż w końcu w roku 1947 z powrotem wróciła do Grecji.. Do tego jest to malutka wysepka, ale największa z wysp greckiego Dodekanezu, czyli archipelagu 12 wysp.. Może kiedyś uda mi się zwiedzić je wszystkie? A Ty byłaś/-eś tutaj? Napisz w komentarzu swoje wrażenia.. i może dopisz miejsca do których nie dotarłam i o których nie wspomniałam – ja tu bardzo chętnie wrócę..

I jak zawsze przywożę małe co nieco z podróży, a potem delektując się ich smakiem, wspominam sobie jak to smakowało będąc tam.. według mnie bardzo inaczej…. ale smaku miodu tymiankowego nigdy nie zapomnę…… próbowaliście? Ja najczęściej polewam nim jogurt grecki i dodaję suszone owoce i orzechy.. typowy grecki przysmak, który pamiętam jeszcze z lat dzieciństwa.. herbatka Mountain Tea – z gojnika.. oczywiście zielony likier, o którym pisałam wyżej i balsam do ciała, żel do mycia ciała na bazie oliwy z oliwek, loukoumi, kawa, oliwa z oliwek.. i zawsze przywożę przyprawy, głównie tą mieszankę do tzatziki, którą dodaję nie tylko do tego przysmaku..

A Jeżeli mój artykuł spodobał Ci się, to będzie mi bardzo miło, jak postawisz mi kawę -> uwielbiam kawę! A zgromadzone środki przeznaczę na pewno na dalsze rozwijanie swojej wiedzy, na pomaganie i wspieranie innych oraz na czas, który przeznaczam na tworzenie mojego bloga.. i z góry bardzo Ci dziękuję za tą pyszną kawę………..

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Dodaj komentarz